Niech pan przygotuje wszystko, co jest do załatwienia, na szóstą wieczorem. Dam panu wszelkie instrukcje.
Obydwaj kantorzyści założyli pióra za uszy. Spoglądali z podziwem na swego zwierzchnika.
— Kiedy... kiedy pan pryncypał wyjeżdża? — wyjąkał wreszcie starszy z nich.
— Powiedziałem, że dziś wieczorem. Proszę, żeby wszystko było gotowe.
Rzeczywiście o godzinie wpół do jedenastej wieczorem pan Joachim Landsberger, otulony w pled, siedział w wagonie pierwszej klasy pociągu osobowego, wyruszającego do Berlina. Jeszcze raz czytał list, który był powodem tak nagłego wyjazdu.
Krótki ów liścik, pisany po niemiecku, brzmiał, jak następuje:
„Przyjeżdżaj jak najprędzej. Jest tutaj bardzo gorąco. „Stary“ zaczyna nam płatać figle. Ostatnia historja przybiera obrót, którego ja sam w żaden sposób nie rozumiem. „Stary“ musi mieć skądś wiadomości. Potrzeba działać. Przytem „ta“ zaczyna przewąchiwać coś o „bonifikacjach“. Słowem, trzeba, żebyś był. Musimy koniecznie zażegnać burzę.