Niech twój „klient“ wystawi ci weksel. Dostaniesz na niego zabezpieczenie na maszyny w spółkowej fabryce. Każesz mu, żeby tam był w chwili, kiedy komornik z tobą zejdzie. Trzeba skonstatować za pomocą jego obecności, że maszyny znajdują się w jego posiadaniu. Ponieważ to zabezpieczenie, przeto maszyny podług prawa muszą być oddane pod dozór samemu dłużnikowi. Ten znów, jako dozorca, ma prawo zabrać je tam, gdzie mu je będzie dogodniej przechować. Zabierze je więc. Będą tam, ma się rozumieć, krzyki i protesty, ale to nic. Prawo jest wyraźne.
Pan Abraham aż wstał z fotelu.
— To pyszne, to wspaniałe! — wołał. — Ale co dalej?
— Co dalej? Rzeczywiście, jakiś ty głupi, mój Abramku. Przecież twój „klient“, jeśli chce jechać zagranicę, maszyn ze sobą nie weźmie. Niech wtenczas próbuje ułożyć się ze wspólnikiem, albo wprost maszyny sprzeda i wyjeżdża. Ażeby w jego czynnościach nie było nic bezprawnego, na godzinę przed jego wyjazdem każ areszt z maszyn zdjąć i wydaj mu, jako wierzyciel, pokwitowanie, że dług odebrałeś. Przecież „swoje“, bo to w drodze zajęcia skonstatowano, maszyny sprzedać może.
W chwili, gdy „Josek“ to mówił, jego poważną, ascetyczną, że się tak wyrazimy, twarz ożywił uśmiech pełen niewymownego szyderstwa. Pokątny doradca tymczasem biegał, jak szalony, po gabinecie.
Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/193
Ta strona została uwierzytelniona.