zmartwiona, prawie spłakana. Zresztą wróble na dachu wiedzą, że Tema serjo zakochała się w Strzeleckim.
— Jednak tak mówi logika.
„Fryga“ znów wstał z krzesła i zaczął się przechadzać po pokoju.
— Wie pan, panie mecenasie, co ja o tej całej sprawie sądzę?
— Cóż?
— Nie śmiej się pan tylko ze mnie, jak to zrobił mój naczelnik, kiedy mu wspomniałem trochę o tem.
— Ależ słucham.
— Otóż powiadam panu mecenasowi, że to musi być robota nalewkowskiej „bandy“.
— Jakiej?
— W tem sęk, że nie wiem — jakiej. Ale ja ją przeczuwam, ja ją muszę odkryć, choćbym miał wleźć pod ziemię. Mój naczelnik powiada, że to romanse, a ja powiadam, że to rzetelna prawda. Trzeba panu wiedzieć, panie mecenasie, że od pewnego czasu zdarzyło się kilkanaście wypadków kradzieży, rabunku, samobójstw nawet, których kompletnie nie można sobie wyjaśnić. Obracają się one około Nalewek i są z Nalewkami w związku. Ja przypuszczam, jestem przekonany, że to nic innego, jak tylko sprawka bandy złoczyńców... bandy, jak ja ją nazywam, nalewkowskiej.
„Julek“ spoglądał na „Frygę“ z uśmiechem.
Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/212
Ta strona została uwierzytelniona.