mie nic nie brak, prócz panów — dorzucił, zapalając się. — Trzeba tylko jakiegoś nieporozumienia, jakiegoś drobnego zbiegu okoliczności, ażeby sami pracownicy firmy, która im daje utrzymanie i pracę, ogłosili jej upadłość... Wstyd panom!
— No, no! — odezwał się ktoś. — Patrzcie, Josek moralizuje.
Wogóle wszyscy patrzyli dość zgóry na tego smarkacza, pisarczyka, któremu tylko wyjątkowo firma Ejteles i Sp. pozwoliła pracować pośród swego chrześcijańskiego personelu. Niektórzy zaczęli się uśmiechać. Ale uśmiech ich natychmiast zmroziły nowe hałasy, nadbiegające od wejścia.
— Tak! — mówił dalej chropowatym głosem Josek — zamiast starać się odwrócić przykre skutki nieporozumienia, panowie zwiększacie tylko nieporządek i swojem zachowaniem pragniecie zachwiać położenie domu... Tak się nie robi, choćby dla własnego interesu. Jest to wszystko głupstwo, ale z tego głupstwa nawet dla was mogą wyniknąć przykrości i straty.
„Josek“ mówił z taką przekonywającą energją i logiką, że niektórzy z słuchaczy zaczęli się nawracać. Spoglądali po sobie i myśleli: „Ależ on chyba ma rację, to tylko zbieg okoliczności!“
— Więc co pan radzisz? — odezwał się wreszcie jeden z odważniejszych.
— Ja? Nic wielkiego. Chcę tylko, żebyśmy zawiadomili o wszystkiem natychmiast kierowników interesu i uspokoili chwilowo publiczność.
— Jest myśl, jak Boga kocham!
Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/22
Ta strona została uwierzytelniona.