— Pani jesteś chora? — zapytał wreszcie przybyły.
— Tak. Miałam dziś wypadek. Bałwan dorożkarz wyrzucił mnie na bruk. Kuleję.
Zręcznym ruchem odrzuciła brzeg futrzanego pokrycia, ukazując maleńką nóżkę obandażowaną; wyżej trochę, nad kostką, widać było kawałek różowego, rozkosznego ciała. Widok ten nie wywołał jednak u przybyłego zachwytu, na który Tema pewno trochę liczyła.
— Wypadek, który się pani wydarzył, powoduje moją bytność.
Tema oparła głowę na ręku i tak, półsiedząc półleżąc, czekała.
— Wprost nawet powiem pani, że to ja spowodowałem ten wypadek.
— Pan?..,
— Tak jest. „Złota rączka”, wyjeżdżając, poleciła mi, jako najbliższemu przyjacielowi, dopilnowanie pani. Zalecenie to nie było wcale zbyteczne. Siostra pani zna panią, widać, aż nadto dobrze. Pomimo, że sama pani narzucałaś się jej ze swoją rolą, przypuszczała zgóry, że przy zmienności charakteru pani przyjdzie chwila, kiedy zechcesz zrobić głupstwo. Chwila ta, już od pewnego czasu bliska, nastąpiła dzisiaj.
— Skąd pan o tem wiesz? — wyrwało się mimowoli Temie.
— Już nazajutrz, po wypadku, zaczęły pani przychodzić do głowy jakieś niedorzeczne żale.
Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/223
Ta strona została uwierzytelniona.