śpiewać jakąś piosenkę. Podrzucała banknoty i bawiła się niemi. Cała toaletka została pokryta storublówkami. Tęczowe ich barwy oryginalnie odbijały od srebra, inkrustującego ramy zwierciadła toalety, pod blado-błękitnem światłem lampy.
Naraz Tema coś sobie przypomniała.
— Ach, Jaśko, biedny Jaśko! — zawołała, wybuchając płaczem.
Rzuciła się na szezlong. Konwulsyjne, gwałtowne łkania poruszały jej klasyczne łono. Puszyste futro odsłoniło całą tę półnagą, przedziwnie piękną postać. Wtuliła głowę w poduszki, darła i gryzła koronki batystowej chustki i małej poduszeczki. Krzyczała, uderzając nogami o szezlong:
— Jaśko, Jaśko!...
We drzwiach stanęła pokojówka i zapytała:
— Pani mnie woła?
Tema porwała się, jak raniona lwica. Pochwyciła z toalety jakiś metalowy drobiazg i rzuciła nim w służącą.
— Precz!
Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/228
Ta strona została uwierzytelniona.