Apenszlak nie dostrzegł... Gdy wtem ojciec Róży zatrzymał się przed bramą domu.
Był to dom, w którym mieszkał.
Apenszlak zadzwonił i wszedł. W chwili, kiedy zdyszany ajent dobiegał do kamienicy, brama zamknęła się za właścicielem „kantoru“. „Fryga“ stanął na trotuarze, zdekoncertowany.
— Jakto, więc już? — pytał sam siebie. — Sesja skończyła się?
Nie chciał wierzyć, aby wieczór, tak pięknie zaczęty, miał go doprowadzić tak niedaleko. Rzeczywistość jednak była stanowcza. Apenszlak najwidoczniej poszedł do domu spać. Toż samo pozostawało do zrobienia ajentowi.
Był on jednak na to zbyt uparty.
Postanowił jeszcze poczekać.
— Może co będzie? — myślał sobie. — Pół godziny niewielka rzecz, a zobaczymy...
Przeszedł na przeciwległy trotuar i zaczął się przechadzać, uważnie przyglądając się domowi. Ktoś, ktoby go obserwował, mógłby przypuszczać, że oczekuje czegoś niezwykłego, jakiegoś wypadku.
Dom zresztą nie przedstawiał nic zajmującego. Front, starszej widocznie struktury, odróżniał się od sąsiednich wielkich trzypiętrowych kamienic. Był on stosunkowo niski, jednopiętrowy z facjatkami. „Fryga“ znał dobrze tę posesję. Wiedział on, że w środku wąskiej a długiej nieruchomości znajduje się oficyna poprzeczna podobnej konstrukcji, dzieląca dwa podwórza, a w głębi dru-
Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/245
Ta strona została uwierzytelniona.