— W jaki sposób? — zadawał sobie pytanie „Fryga“.
Pierwotnie chciał wprost zadzwonić do stróża i pod pozorem, iż zapaliły się sadze, wejść do środka.
— Nie, nie — rzekł sam do siebie — to byłoby do niczego niepodobne. Jeżeli tam jest co do odkrycia, to najprostszy sposób spłoszenia ptaszków i stracenia śladu raz na zawsze.
Namyślał się. Wzrok jego, błądząc dokoła, padł na przymknięte do połowy drzwi jakiegoś sklepu. Był to bodaj jedyny sklep, o tej porze niezupełnie zamknięty na Nalewkach. Z poza zamkniętej szyby drzwi wejściowych widać było blade światełko. Na szybie znajdował się czerwony napis: „Restauracja“ i wymalowane były dwa pomarańczowe kufle, związane jaskrawo-żółtą wstążką.
— Zapomniałem o Szapsiowej — rzekł ajent.
Przeszedł przez ulicę i skierował się do drzwi „Restauracji“. Wewnątrz, w zaniedbanej i brudnej izbie sklepowej, było prawie zupełnie pusto. Za bufetem kiwała się, napół śpiąca gruba Żydówka, pod piecem siedział jakiś młody Żydziak. Przy oknie dwaj Żydzi, o dość nieszczególnych fizjognomjach, grali w domino.
„Fryga“ rezolutnie skierował się w głąb izby, do drzwi, znajdujących się nieopodal bufetu. Przy tamtych drzwiach zatrzymał się.
Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/248
Ta strona została uwierzytelniona.