żadnej szansy wśliznięcia się do wnętrza domu Apenszlaka; nie mógł przecież przypuszczać, że drzwi będą otwarte, jak te, któremi dostał się na podwórze. Trzeba było obmyślić rzecz i uskutecznić wyprawę kiedyindziej. Taki był ostateczny wniosek „Frygi“.
Pomimo to, instynkt policjanta skierował go ku oficynie. Czuł potrzebę dotknięcia się jej, posłuchania, czy wewnątrz nie będą się odzywały jakie tajemnicze szmery.
Posunął się naprzód. Obszedł całą oficynę, nie odkrywszy nic godnego uwagi. Nacisnął nawet zlekka klamkę drzwi — napróżno.
W tej chwili był na prawym końcu oficyny. Tutaj znajdował się rodzaj zagłębienia: oficyna nie dochodziła do muru sąsiedniej posesji na parę łokci. Powonienie objaśniło ajenta, że musiał się tu mieścić śmietnik.
Ajent chciał już wracać i, obudziwszy stróża, wydostać się na ulicę, udając zapóźnionego gościa Szapsiowej.
Wtem na podwórzu posłyszał szmer.. Zdawało mu się, że rozróżnia stąpania.
„Fryga“ jednym skokiem znalazł się w zagłębieniu. Przysunął się do samego muru. W ścianie oficyny, zamieszkanej przez Apenszlaka, znajdowało się tu coś w rodzaju niszy, widocznie przeznaczonej na przebicie drzwi na wypadek przedłużenia oficyny. Obok leżało kilka brukowców.
Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/255
Ta strona została uwierzytelniona.