ziemiu, lub w tej piwnicy: wypadkiem, czy też... inaczej? Była to ważna kwestja.
Ostatecznie wszystko przemawiało za wypadkiem. Oprócz stłumionego szmeru, podobnego do dalekiego grzmotu lub sapania maszyny, żaden inny odgłos nie przerywał milczenia. Nie można się było domyślać w pobliżu żadnej żyjącej istoty.
„Fryga“ zrobił sobie bardzo słuszną uwagę:
— Gdyby ściągnięto mnie tu z zamiarem, napewno miałbym już obok siebie kogoś ktoby się mną interesował.
Ajent przyszedł tedy do wniosku, że trafił przypadkowo na jakieś ukryte drzwi, które wskutek uderzenia otworzyły się i dały mu w ten sposób dostęp do tajemnic Apenszlaka. Stanowczo, przypadek mu sprzyjał.
Gdyby w tej chwili oświetlono twarz ajenta, dostrzeżonoby na niej szyderczy uśmiech.
— Martwiłem się właśnie — mówił do siebie — jak się dostać do pałaców Apenszlaka. Oto w nich jestem. Idźmy więc naprzód.
Podniósł się i postąpił dwa kroki, wyciągnąwszy przed siebie ręce. W tej chwili jednak musiał się zatrzymać, uderzył głową o sufit.
Pokazało się, że tylko schodki znajdowały się w rodzaju studzienki, której pułapu nie można było dosięgnąć. Samo podziemie było dość, a nawet bardzo niskie. „Fryga“, pomimo swego niewielkiego wzrostu, musiał uklęknąć i w ten sposób posuwać się naprzód, na kolanach.
Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/259
Ta strona została uwierzytelniona.