niemiecku. — Kazałem przynieść co do zjedzenia. Obrzydliwe! Die polnische Wirtschaft!
Rzucił nóż i widelec i zbliżył się do pana Natana.
— No i cóż? — pytał.
— Zaraz, zaraz, niech odpocznę.
— Siadajże. Może pozwolisz kieliszek wina? Nienajgorsze... Umyślnie kazałem przynieść za cztery ruble butelkę. Taniej, byłaby lura.
Pan Natan odpowiedział gestem przeczącym. Usiadł.
— A więc?... — pytał ruchliwy, niespokojny pan Joachim.
— Poszedłem za nim aż na Nalewki.
— Na Nalewki?
— I tam poszedł do jednego z żydowskich hoteli... Może wiesz: hotel Amsterdamski.
— Nie. I zatrzymał się tam?
— Nie wiem.
— Jakto! więc puściłeś go tak, bez śladu?... Zlituj się!
— O, bądź spokojny, mamy go w ręku.
— W jaki sposób?
— Widzisz, zbliżając się do hotelu, spotkałem jednego z pracujących w naszem biurze i, opowiedziawszy jakąś historyjkę, skomponowaną na poczekaniu, powierzyłem jego opiece twego rudego oberwańca.
Pan Joachim pokręcił głową, trochę niezdecydowany.
Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/293
Ta strona została uwierzytelniona.