— Kto to taki? — zapytał urzędnik.
— Nasz główny magazynier, właściwie kierujący wydziałem komisowo-ekspedycyjnym i towarowym.
— Czy ten pan jest tutaj?
— Właśnie to rzecz dziwna — wysunął się naprzód pań Henryk — że dotąd niema go wcale. Zawsze bywał bardzo punktualny.
Urzędnik pokręcił głową.
Pan Natan wydawał się coraz mniej pewnym siebie.
Tymczasem stary Ejteles, przeszukawszy kieszenie, znalazł nienaruszoną jeszcze kopertę. Otworzono ją. W środku znajdowała się kartka, na której charakterem Halbersona wypisany był jeden wyraz: „Debet“.
Pośród powszechnego milczenia pan Natan, dziwnie teraz blady, wszedł za kratkę i przystąpił do olbrzymiego sprzętu, noszącego miano kasy ogniotrwałej. Szczęknęła machinerja, brzękły klucze i szafa otworzyła się na rozcież. Wszyscy pochylili naprzód głowy.
Kasa była próżna.
Ani jednego papierka, ani jednej srebrnej lub złotej monety, nic. Napróżno pan Natan wysuwał różne szuflady i skrytki, naciskał sprężyny, otwierał coraz nowe przedziały. Nic i nic.
Wrażenie tej sceny było przygniatające. Pan Natan, przystroiwszy już twarz w zwykły swój lodowaty półuśmiech, stał nieruchomo; Ejteles,
Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/33
Ta strona została uwierzytelniona.