blady, jak kreda, stał, opierając się o poręcze fotelu, z wyciągniętą szyją, jakgdyby szukając jeszcze wzrokiem tysięcy, które się ulotniły. Po chwili upadł na fotel, ciężko oddychając.
Urzędnik pierwszy przerwał milczenie:
— Czy nie mógłby pan choć w przybliżeniu określić sumy, jaka powinna znajdować się w kasie i która prawdopodobnie stanowi przedmiot kradzieży? — zapytał pana Natana.
— Chyba bardzo w przybliżeniu. Halberson posiadał całkowite nasze zaufanie i szczegółowy stan kasy był sprawdzany tylko raz na tydzień, albo też w razie przewidywanej potrzeby zgromadzenia większych funduszów. Pozatem kontrolę prowadził sam kasjer. Zresztą, o ile mogę mniej więcej skombinować, w kasie powinno było się znajdować wczoraj z zamknięciem rachunków od stu do stu kilkunastu tysięcy rubli gotówki.
Szmer podziwu dał się słyszeć pomiędzy zgromadzonymi.
— Czy nie byłoby sposobu dokładniejszego sprawdzenia brakującej sumy? — pytał dalej urzędnik.
— Chyba... ale tego nie przypuszczam wobec okoliczności wypadku. Wykazaćby ją mogły książki kasjera. Zresztą zajrzyjmy.
Otworzył książkę i pod badawczym wzrokiem obecnych zaczął przeglądać szeregi cyfr. Naraz zadrżał; twarz jego wyrażała żywy niepokój. Nawet pobladł.
Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/34
Ta strona została uwierzytelniona.