lampę i miała już siąść do pisania, gdy wtem zastukano do drzwi. Młoda kobieta pobiegła czemprędzej otworzyć. We drzwiach stanął wysoki pan, w uniformie. Był to znany już nam urzędnik policyjny.
— Czy tu mieszka „Fryga“ — zapytał głosem basowym.
Na twarz młodej kobiety uderzył rumieniec; było jej niewymownie przykro słyszeć to przezwisko.
— Tu — rzekła, spuszczając oczy.
Przybyły, przy świetle lampy, padającem z drugiego pokoju, przyglądał się młodej kobiecie. Widok jej dobrze go usposobił.
— A... a... to panienka... pani! — poprawił się. — No, a gdzież „Fryga“?
— Może pan naczelnik pozwoli dalej — rzekła głosem drżącym jeszcze od wzruszenia.
Za chwilę, urzędnik siedział przy łóżku ajenta. „Fryga“, z poczucia subordynacji i uszanowania, próbował unieść chociaż głowę z poduszek, ale nie udawało się mu to wcale.
— To ty, widzę, dobrze chory — zaczął wreszcie urzędnik. — Widzisz, mój kochany; chcę ci najpierw powiedzieć, że jesteś nie w porządku. Powinieneś być nie tutaj, ale w ratuszu lub w szpitalu. I to także do niczego niepodobne, żebyś pisał do swego zwierzchnika.
Karolcia stała przy drzwiach. Ajent skinął na
Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/345
Ta strona została uwierzytelniona.