nią ręką, żeby wyszła do kuchni. Młoda kobieta była posłuszna.
— Ale ja to uwzględniam. Ja, mój kochany, pamiętam, że tam, na Smoczej, gdyby nie ty, dostałbym dobrze nożem w bok.
W oczach „Frygi“ widać było radość.
— Panie naczelniku... — wybełkotał.
— No, no, nie martw się. Gadajże, czego chcesz i co się stało?
Pomiędzy zwierzchnikiem a podwładnym zaczęła się długa rozmowa, która trwała blisko godzinę. Dla „Frygi“ była ona niezmiernie męcząca. Biedak co chwila musiał przerywać. Parę razy wołał Karolcię z kuchni, żeby mu dała pić. Młoda kobieta przez cały czas siedziała w kuchni, na kuferku, przysłuchując się cichemu, przerywanemu szmerowi słów ajenta i wykrzyknikom jego zwierzchnika. Treść rozmowy zresztą nie dochodziła do jej uszu i nawet w tej chwili niewiele ją zajmowała. Obawiała się tylko, ażeby jej Józiowi, wskutek tej rozmowy, nie pogorszyło się.
Wreszcie naczelnik wyszedł; zdążał śpiesznie ku drzwiom.
Po drodze uśmiechnął się łagodnie do młodej kobiety.
— Nie martw się, pani — rzekł. — „Mąż“ będzie zdrów i pewno dostanie nagrodę.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Zobaczmy teraz, co robi Apenszlak.