W pół godziny po wyskoczeniu „Frygi“ z okna śpichrza Apenszlak, pomimo wczesnego ranka, dzwonił do bramy domu, gdzie mieszkał Meiner i dokąd poprzedniego wieczora, śledzony przez „Frygę“, odprowadzał młodego bruneta z faworytami, przyznającego się, jak wiemy, do dość dźwięcznego nazwiska barona von Rajt. W trzy kwadranse potem szli obydwaj razem w głąb Nalewek.
Lisia, wstrętna twarz Apenszlaka była w tej chwili jeszcze brzydsza, niż zwykle. Jego maleńkie, latające oczki pełne były niepokoju, a zmarszczki na czole zbiegały się w linje nieprawdopodobnie zawikłane. Szli prędko, milcząc, tylko młody człowiek rzucał od czasu do czasu urywane wyrazy.
— Niedbalstwo, niedbalstwo! — rzekł po chwili. — Nie rozumiem, jak można było w takim interesie do czegoś podobnego dopuścić.
Apenszlak tylko rozłożył ręce.
— Jeszcze pan, no... nie dziwię się. Ale znam przecież ludzi, którzy tam pracują... Wypuścić go z rąk!
Na to wspomnienie, krew aż uderzyła Apenszlakowi do głowy.
A ganef!
Przez chwilę panowało milczenie. Stanęli na kilka domów przed posesją, w której mieszkał Apenszlak. Ów obejrzał się uważnie, z trwogą w oczaeh. Dokoła nie było widać nic podejrzanego. Gdzie niegdzie tylko otwierały się z łoskotem
Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/347
Ta strona została uwierzytelniona.