— Najwyżej możesz się pan zobaczyć z Lurjem i przestrzec. Tylko o mnie ani słówka!
— Rozumiem.
— A teraz do roboty!
Apenszlak wszedł do siebie.
Od tej chwili ani w domu na Nalewkach, gdzie mieszkał Apenszlak, ani w domu przy Sapieżyńskiej, gdzie działy się w nocy tak tragiczne sceny, nie nastąpiło przez cały dzień nic szczególnego. Wszystko szło zwykłym trybem. Pracowita ludność obydwu posesji, jak zwykle, przebudziła się ze snu dość wcześnie i rozbiegła do swych czynności, prac i zajęć. Ruch w sklepach i składach panował, jak zawsze. Śpichrz przy Sapieżyńskiej był tym razem cały dzień zamknięty. Kupiec, wynajmujący ów śpichrz, nie mieszkał w tym domu i zresztą nie codzień miał potrzebę składania towarów lub ich wywożenia, nie było więc w tym fakcie nic bardzo dziwnego. Tylko stróż Jakób przez cały dzień był jakby nieswój. Biegał coś ze dwa razy na miasto, aż go za to rządca zwymyślał od „szwiń“. Wieczorem Jakób z tego wszystkiego upił się w sąsiednim szyneczku i właśnie miał coś zacząć opowiadać zgromadzonym kamratom, gdy oto ukazała się we drzwiach jego baba i winowajcę par force zaprowadziła do domu.
Zato, gdybyśmy zajrzeli do domu na Muraranowie, Nr. XX, ujrzelibyśmy tam już od wczesnego ranka ogromne ożywienie. Była to posesja niewielka, posiadająca w głębi śpichrz murowany.
Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/349
Ta strona została uwierzytelniona.