prawda, zadziwiło to nawet miejscowych, ponieważ do śpichrza przywożono ciągle towary i ruch był znaczny. Jednocześnie przecież i wywożono je.
Do śpichrza należało się dostać przy pomocy ślusarza, ponieważ drzwi były zamknięte, a kupiec, wynajmujący śpichrz, nie pokazywał się już od kilku dni. Zapytany o niego rządca, nie pamiętał dobrze nazwiska.
— Zapłacił zgóry za pół roku, do pierwszego stycznia — mógł tylko zapewnić.
Wreszcie w jakiejś książce notatkowej znalazł jego nazwisko: Sznapsfogel. Nazwisko to objaśniało niewiele.
— Gdzie mieszka? — pytał urzędnik policyjny.
— Podobno gdzieś na Świętojerskiej. Zresztą dobrze nie wiem.
— Jak przynajmniej wygląda?
— Gruby, niski, z brodą.
Słowem, zagadkowa osobistość tajemniczego Sznapsfolga, który przywoził do śpichrza tyle towarów, a obecnie miał pod kluczem tylko... puste ściany, rozpływała się we mgle.
Urzędnik policyjny kazał szukać drzwi w podłodze. Pomimo zapewnienia rządcy domu, że pod spichrzem niema żadnych piwnic, odkryto niebawem drewnianą ramę, przedstawiającą coś, w rodzaju drzwi. Były one zabite. Przy pomocy oskardów wywalono je.
Rezultat był żaden.
Pod drzewem znaleziono cegłę, czarną i na-
Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/355
Ta strona została uwierzytelniona.