wet zmurszałą, widocznie fundament śpichrza. Wprawdzie jeden z ajentów, noszący przezwisko „Wicherka“, upierał się, że cegły, kiedy w nie uderzano, wydawały oddźwięk, dowodzący, że pod spodem znajdowała się próżnia, ale trudno było dla jego przywidzeń, szczególnie wobec zupełnego braku wszelkich innych danych, rozbijać fundamenty budynku.
Od Franciszkańskiej, w oficynie Apenszlaka otrzymano równie małoznaczące rezultaty.
To też urzędnik policyjny, wyszedłszy z oficyny, stanął na podwórzu, otoczony przez podwładnych, zły i niespokojny.
— Do licha! spudłowaliśmy — zaklął.
Urzędnik nie oskarżał „Frygi“. Pomimo wszystkich pozorów, najwidoczniej coś było pod tem ukryte. Tylko przeciwnicy zdołali się tak urządzić, iż byli górą. Nieznaczący rezultat rewizji przedstawiał jednak wiele niejasności, różnie się dających tłumaczyć. Niewątpliwie, w gruncie rzeczy było coś i to coś niezwykłego...
Urzędnik przygryzał niecierpliwie wąsa, rzucając okiem na obecnych; na jego czole rysowały się zmarszczki.
— Najgorzej, że są teraz ostrzeżeni! — myślał.
W tej chwili zbliżył się do niego „Wicherek“, nawiasem mówiąc, z liczby ajentów najbliższy przyjaciel „Frygi“, który też całą rzecz wziął bardzo do serca. Szepnął on parę słów do ucha zwierzchnikowi.
Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/356
Ta strona została uwierzytelniona.