do fotelu. Siadł i na kartce papieru napisał parę słów.
— Zajmiemy się nim i to niezwłocznie!
W tej chwili do zamkniętych drzwi pokoiku zastukano.
— Kto tam?
— Ja, Meiner! — brzmiała odpowiedź z drugiej strony drzwi.
Pokątny doradca wszedł do pokoiku swego lokatora rozpromieniony. Twarz jego jaśniała, jak zwykle, zadowoleniem z siebie samego i godnością własną. Wspaniały szlafrok (kupiony na licytacji) okrywał delikatne ciało właściciela „Kantoru inkasa“.
— Pan nigdy chyba nie śpisz! — zrobił uwagę, z ruchem pełnym dystynkcji, pan Meiner.
— Mów mi „ty“.
— Przepraszam. Ja się do tego nie mogę przyzwyczaić.
— Przyzwyczaj się. Są nowości?
— Są. Właśnie z tem przyszedłem. Oto listy.
„Josek“ z pośpiechem pochwycił paczkę listów, którą pan Abraham Meiner wyjął z kieszeni wspaniałego szlafroka; kolejno rozrywał koperty i rzucał okiem na ich zawartość. Tymczasem Meiner usiadł na fotelu i zapalał papierosa. Kiedy „Josek“ skończył, zapytał.
— No, jakże? Meiner potrafi urządzać interesy?
„Josek“ skinął głową twierdząco. Meiner ciągnął dalej:
Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/372
Ta strona została uwierzytelniona.