— O, panie dyrektorze... — protestował.
Ponowny rozkaz zwierzchnika zmusił jednak kantorzystę do zajęcia miejsca. Pan Natan tymczasem szybko coś pisał na kartce papieru; liścik włożył w kopertę i zaadresował. „Josek“ przyglądał się papierom, leżącym, na biurku. Na widok dwóch czy trzech depesz, mimowoli uśmiech przeleciał mu przez usta.
W tej chwili pan Natan podniósł głowę. Kantorzysta mógł zauważyć, że twarz jego zwierzchnika była dziwnie blada, a pod oczyma malowały się zlekka sine obwódki.
— Panie Stiefel — odezwał się pan Natan — pamiętasz pan zapewne, gdzie mieszka pan Pfeiffer, u którego byliśmy przed kilku dniami?
— Pamiętam; na Nowym Świecie, w „chambres garnies“.
— Bardzo dobrze. Otóż bądź pan łaskaw natychmiast zanieść ten list. Jest to list bardzo ważny rozumiesz pan? Będę panu wdzięczny. Już wspominałem, że jestem z pańskiej pracy zadowolony i pierwszy wakans...
„Josek“ zgiął się do połowy w ukłonie; w ten sposób zdołał on ukryć uśmiech szyderstwa, który mu mimowoli przemknął się na twarzy.
W tej chwili pan Natan spojrzał na kopertę, którą mu przed chwilą doręczył kantorzysta. W oczach bankiera widać było niepokój. Przez chwilę przyglądał się w milczeniu kopercie.
Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/378
Ta strona została uwierzytelniona.