i skończenie piękna, nowa nasza znajoma ma więcej inteligencji w spojrzeniu. Wydaje się ona cokolwiek starszą od Temy, a na jej twarzy burze życia pozostawiły już pewien, zresztą bardzo lekki, ślad.
W chwili, kiedy kantorzysta wszedł do saloniku, służącego jednocześnie za sypialnię, młoda kobieta była cała zatopiona w puchach łóżka. Z koronek wychylała się tylko jej niewielka, ruchliwa główka, z wielkiemi czarnemi oczyma, okolona falą kruczych włosów. Patrzyła na niego z kokieterią.
— Ach! jak to dobrze, żeś przyszedł.
Energicznym ruchem wysunęła się niemal do połowy z pod obsłon koronek i jedwabiów. Była rozkoszna. Ruchy jej szybkie i niespodziewane miały w sobie coś tygrysiego.
— Chodź mnie pocałować.
Gdyby teraz zajrzał kto w oczy „Joska“, dostrzegłby tam zupełnie coś innego, niż zwykle. Jego wejrzenie, zimne, obojętne lub szydzące, teraz zapaliło się dziwnym ogniem.
Był jej posłuszny. Trwało to zresztą tylko jedną chwilę.
Wyrwał się szybko z jej objęcia niemal odepchnął ją. Było w tym jego ruchu coś niewymownie szorstkiego, brutalnego.
— Dość! — rzekł głosem, który już odzyskał swe chrapowate nuty — nie przyszedłem tu dla zabawki.
Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/381
Ta strona została uwierzytelniona.