— A Tema? — zapytał.
— Znajduje się w zupełnie bezpiecznem miejscu. Miałeś zupełną słuszność. Jeszcze parę godzin i ta warjatka, pomimo twych gróźb, poszłaby do sędziego wyśpiewać wszystko.
— Niepodobna!
Tak jest. W tej chwili niebepieczeństwo już przeszło. Uśpiłam ją i umieściłam tak, że szkodzić nam nie może.
Kantorzysta zamyślił się.
— Kobiety, kobiety — powtarzał półgłosem — co to za niebezpieczna broń!
Młoda kobieta była już przy nim; nachyliła się nad krzesłem, na którem siedział, wzięła jego głowę w obiedwie ręce, przechyliła ją wtył i gorącemi ustami przylgnęła do jego warg.
— Tylko nie ja — rzekła głosom, dźwięczącym nutą bezwzględnej pokory i poddania się, kiedy zlekka ją odepchnął i uwolnił się od uścisku.
— Tylko nie ty — powtórzył prawie machinalnie.
Spojrzał na zegarek.
— Już wpół do drugiej. Dość tych dzieciństw! Trzeba jeszcze list napisać dla p. Pfeifra, bo oryginał musi pozostać u nas w ręku.
Uśmiechnął się cynicznie.
— Daj mi papieru i pióra.
Kobieta, która, jak słyszeliśmy, przyznawała się do oryginalnego miana „Złotej Rączki“, w tej chwili wykonała polecenie „Joska“. Ten położył
Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/386
Ta strona została uwierzytelniona.