— Dobrze opowiadaj.
— Dziś rano zaraz dostałem się na parę dni na miejsce numerowego do hotelu, gdzie on stoi.
— No?
— I około pierwszej dał mi ten list do odniesienia do ratusza.
— Do ratusza? Daj mi go.
Kantorzysta bez ceremonji rozdarł szarą kopertę listu i przeczytał go. Na twarzy jego, jednakowo zimnej i nieruchomej, nie widać było żadnych wrażeń.
— Dobrze — rzekł, wyjmując z kieszeni jakiś papierek. — Jestem z ciebie kontent.
— Co mam robić dalej?
— Wrócić i powiedzieć, że list oddałeś. Odpowiedź będzie dziś wieczorem, najdalej jutro rano.
— Dobrze.
— Tymczasem masz go pilnować; gdyby wychodził, idź za nim. Ja tam pewno będę wieczorem; w każdym razie, gdybym nie był, będziesz czekał dziś wieczorem tu, przed cukiernią, o jedenastej, i zdasz mi sprawę.
— Pan... tam będzie? — powtarzał z zadziwieniem mniemany posłaniec.
„Josek“ uśmiechnął się ironicznie.
— Cóż w tem dziwnego? Zresztą zobaczymy.
Kantorzysta wszedł powoli do cukierni, zażądał kawy i wziął pierwszą lepszą gazetę do ręki. Udawał, że ją uważnie przegląda, w rzeczywistości przecież myśl jego była bardzo daleko i od gazety
Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/390
Ta strona została uwierzytelniona.