i od przeglądu politycznego, na który w tej chwili machinalnie padało jego oko.
W tej chwili pociągnięto go za rękaw. „Josek“ ocknął się z zamyślenia. Przed nim stał Apenszlak, blady, z trzęsącemi się wargami. Wstrętna jego twarz była w tej chwili jeszcze wstrętniejsza, niż zwykle. Widocznie był on pod wpływem jakiegoś strasznego wrażenia. Zdumienie odbiło się na twarzy kantorzysty.
— Co panu jest? — pytał. — Siadaj pan.
Widok Apenszlaka wywołał już sensację u sąsiednich stolików. Bystry wzrok „Joska“ spostrzegł to.
— A przedewszytkiem staraj się pan być mniej wzrusznym. Co pan pijesz: herbatę, czy kawę?
Apeszlak upadł ciężko na stojące obok krzesło. Upłynęło parę chwil, w ciągu których robił nad sobą wyraźne wysiłki, ażeby dojść do pewnej równowagi. Podano szklankę herbaty, którą obstalował „Josek“.
— Szukam pana od rana — odezwał się wreszcie Apenszlak.
— Nie tak głośno!
Była chwila milczenia.
— Cóż się stało? — pytał półgłosem kantorzysta, który, pomimo pozornej obojętności, zaczynał już być niespokojnym.
— Wczoraj była rewizja.
— Wiem. Ale przecież, dzięki, środkom ostrożności, nie mogli nic odkryć i nie odkryli!
— Tak, to też nie w tem całe nieszczęście.
Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/391
Ta strona została uwierzytelniona.