— Tak.
— Należy więc wszystko to poznać dokładnie, ocenić, wyjaśnić sobie stosunek do danej sprawy i wogóle wydobyć stąd jakieś stanowcze wnioski, otrzymać wreszcie dowody niewinności Janka.
— Zupełna zgoda.
— Otóż, przyznam ci się, przerzucałem trochę te papiery i otwarcie powiadam, że sam z nimi do ładu nie dojdę.
— Ba!
— Dopomógłby mi w tem ogromnie „Fryga“, szczególniej, jeśli sam zdołał zrobić jakie odkrycia, co chyba można przypuszczać, licząc na jego węch. W ostatnim razie, jeżeli już na niego liczyć nie można, pragnąłbym mieć zawsze kogoś drugiego do pomocy. Co dwie głowy, to nie jedna. Rzecz cała jest tak pełna niejasności i niedomówień...
— Cóż ja ci na to poradzę? — odezwał się Stawinicz, rozkładając ręce.
— Możebyś ty, Władku, został u mnie dziś na wieczór i wzięlibyśmy się obaj razem do rozplątywania zagadki?
Stawinicz począł protestować.
— Niepodobieństwo — mówił. — Wiesz przecie, że muszę biec do łóżka tego nieszczęśliwego Janka. Jak w godzinę po wyjściu z pod klucza stracił przytomność, tak dotąd leży w gorączce.
— No, przecież pilnuje go Róża.
— Ba, jest tam jeszcze i stara moja gospody-
Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/403
Ta strona została uwierzytelniona.