i w tych okolicznościach mniej przedstawiało niebezpieczeństwa.
„Fryga“ przyciągnął do siebie powoli zatrwożoną Karolcię, której oczy zaczęły już zachodzić łzami, ucałował ją i rzekł:
— To nic, moja droga, nie martw się. Może ak będzie lepiej.
Tem bardziej jednak obecność jego była potrzebna w wydziale i na mieście. Już trzeci dzień, jak sędzia śledczy ma w ręku szczątki listu, bardzo być może, iż przez ten czas wypadki znacznie posunęły się naprzód. Tymczasem on o niczem nie wiedział, nie uczestniczył w kampanji. „Fryga“ nie należał do ludzi, którzyby potrafili w takiej chwili pozostawać z założonemi rękami, bynajmniej! To też teraz nie mogło być mowy o spoczywaniu w łóżku.
— Jakkolwiek bądź — mruczał pod nosem, podczas kiedy Karolcia pomagała mu w ubieraniu — trzeba zobaczyć, co się dzieje.
Pomimo, że ubieranie nie szło bynajmniej tak łatwo, jak mu się zdawało, w godzinę potem był w ratuszu. Tutaj powitano go, niby zmartwychwstałego z grobu. Nikt nie spodziewał się tak szybkiego powrotu ajenta. Po wydziale chodziły głuche wieści o jego chorobie; wszyscy przypuszczali, że poleży w łóżku jeszcze parę tygodni. Niektórzy z kolegów, a między innymi „Wicherek“, zbierali się go odwiedzić. I oto „Fryga“ zjawił się sam.
Witano go z zaciekawieniem, a nawet z pewnem uszanowaniem. Mniej więcej było wiadomo
Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/408
Ta strona została uwierzytelniona.