go służący odrazu wzięli za pisarza od komornika, jak się okazało, nawiedzającego niekiedy z obowiązków swego urzędu piękną kurtyzanę, nie mógł się od nich, pomimo swej zręczności, nic dowiedzieć. Zostawiwszy tedy dwóch najsprytniejszych kolegów na obserwacji w pobliżu domu, sam wrócił do sędziego.
Nie było co robić. Sędzia tymczasem zaakceptował ostrożność, przedsięwziętą przez ajenta, a robotę odłożono do następnego dnia.
Po zawinięciu na chwilę na Stare Miasto i spożyciu skromnej kolacji, ajent pobiegł na Nalewki, do „Czerwonego Janka“. Ale i tym razem szczęście mu nie służyło. „Fryga“ nie zastał bandyty w hotelu, a przynajmniej tak mu powiedział spotkany w korytarzu numerowy, którego już znamy, a który przechadzał się tutaj, jakgdyby na straży.
— Widocznie moja „serja“ odkryć wyczerpała się — kończył swe długie, opowiadanie „Fryga“. — Swoją drogą, ponieważ już dawno powinienem był stawić się u pana mecenasa, uważałem za właściwe, znalazłszy pierwszą wolną chwilkę, przybiec tutaj. I oto jestem.