Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/425

Ta strona została uwierzytelniona.

puste ściany, a w kącie łóżko, a raczej barłóg, na którym leżała blada jak wiosk, omdlała, czy może już nieżywa kobieta. Dziewczę z rozdzierającem serce łkaniem rzuciło się do barłogu, starało się ogrzać zimne ciało matki, całowało jej ręce.
Wiemy już, że Mojżesz był prawdziwą studnią wiadomości. Za chwilę przekonał się, że kobieta jest nieuleczalnie chora; suchoty w ostatnim stopniu miały lada dzień przeciąć nici jej życia. W danej chwili była ona tylko zemdloną, a powodem osłabienia — głód.
Patrząc uważnie w oczy dziewczęcia, którego przezroczysta cera i głęboko podkreślone oczy nosiły te same ślady wyczerpania, zapytał:
— Czy dawno panie ostatni raz jadły?
Dziewczę zaczerwieniło się aż po białka oczu. W odpowiedzi wybełkotała tylko parę niewyraźnych słów. Tego było dosyć dla Mojżesza. Pobiegł do swojej izdebki i za chwilę wrócił, niosąc trochę drzewa i węgla, samowar, garnek i parę innych drobiazgów.
— Matka pani potrzebuje czego gorącego... potrzebuje pokarmu. Niech pani zrobi herbatę i ugotuje trochę buljonu. Oto ocet. Przedtem trzeba jej natrzeć octem skronie i zmoczyć wodą twarz. To ją powinno przywrócić do przytomności. Ja tymczasem biegnę do apteki.
Dziewczę podniosło z wdzięcznością oczy na tego energicznego młodzieńca, o tak oryginalnej twarzy, mówiącego językiem, którego aniby się