Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/427

Ta strona została uwierzytelniona.

godziny czwartej czuwał z nią przy barłogu matki. Ostatni stopień wyczerpania suchotniczego robił swoje.
Dziewczę, młodę, niedoświadczone, pomimo całego strasznego przygotowania, jakie mu dała nędza, przebyta razem z matką w tej izdebce, straciło głowę, na widok tej jedynej swej opiekunki i przyjaciółki, rozciągniętej na łożu śmierci, kurczącej się w agonji. Blada, jak płótno, ze zwisłemi rękoma, z rozpuszconemi długiemi włosami, które jej, jak płaszcz, spadały na romiona, klęczała przy barłogu matki, pochylona nad jej wyżółkłą twarzą, pokrytą skórą, która się zdawała cieniutką, jak bibułka, i szukała na tej twarzy ostatniego przebłysku świadomości, ostatniego jej uśmiechu.
Łzy wyschły przez tę długą noc w jej prześlicznych oczach; tylko gwałtowne łkania wstrząsały dziewiczem łonem. Machinalnie powtarzała słowa modlitwy, wpatrzona w maleńki krzyżyk, ostatnią ich pociechę i bogactwo, który włożyła w rękę matki.
Mojżesz tymczasem siedział nieco opodal, gotów nieść wszelką pomoc chorej. Był on niemniej przejęty do głębi i poruszony.
Pomimo całej swej teoretycznej wiedzy, która zresztą szła zawsze torem talmudystów, drogą abstrakcji, młody Żyd mało znał życie i widok konającej wstrząsał wszystkiemi, niezużytemi jeszcze jego nerwami. Przytem ta modlitwa, powtarzana z taką gorącą wiarą, to zamknięcie w chwili naj-