Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/428

Ta strona została uwierzytelniona.

wyższej i ostatniej całego świata nadziei i uczuć w tym małym krzyżyku, włożonym w skostniałe palce matki, robiło na nim niezwykle wrażenie. Można się wyemancypować drogą rozumowania z obsłon wiary i cywilizacji, wpośród których się wyrosło; niemniej będą nas one trzymały zawsze i silnie tysiącem niewidzialnych węzłów, będą się nam przypominały co chwila wrażeniami najgłębszemi, bo zdobytemi pierwszych dni życia. Jakkolwiekbądź, Mojżesza, wyrosłego pośród sfery talmudycznej, jeśli nie raziły, to przynajmniej odurzały te modlitwy. Spoglądał niemal z niepokojem na czarny krzyżyk, żałobnie odbijający od bladożółtych palców konającej, poruszanych ostatniemi kurczami.
Około wpół do czwartej umierająca zdawała się przebudzać. Wyszeptała kilka słów pieszczoty na widok twarzyczki dziewczęcia, pochylonej nad jej barłogiem, i ostatnim wysiłkiem przyciągnęła gorącą jego główkę do napół ostygłej swej piersi; w stronę młodego Żyda, śledzącego zdaleka z niepokojem jej ruchy, skierowała spojrzenie wdzięczności. Zdawała się szukać czegoś dokoła siebie. Józia widocznie zrozumiała jej myśl.
— List? — zapytała.
Skinienie głowy, ledwie dostrzegalne, było odpowiedzią. Dziewczę z pod poduszki barłogu wyjęło dużą, zapieczętowaną kopertę. Na twarzy konającej ukazał się rodzaj uśmiechu.
— Zrób... jak ci mówiłam — szeptała matka —