Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/434

Ta strona została uwierzytelniona.

— Precz! — rzekła krótko, a w jej głosie brzmiały nieskończony wstręt i pogarda.
Stała tak przy otwartem oknie długo. Przez otwór wdzierały się fale wichru, rozwiewały jej długie, rozpuszczone włosy, lodowatemi pocałunkami dotykały jej otwartego łona. Ona tego nie czuła. Stała, jak posąg, ściągnąwszy brwi, wpatrzona skamieniałemi oczyma w szarzejącą przestrzeń, napełnioną skargami wichury. W głębi izdebki równie nieruchomy stał Mojżesz.
Była to noc, która rozbiła jego przyszłość. Podcięła ona skrzydła jego polotowi, zepchnęła go w głębie życia. Ten młody Żyd miał wielką inteligencję i duże serce. Po chwili szału, która minęła z gorącem jej ciała i upajającą jego wonią, nastąpił zwrot. Mojżesz zrozumiał całą hańbę i nędzę swego czynu. Ta biała postać dziewczęcia, stojąca w otwartem oknie, śród poświstów wichury, darła mu serce, a z drugiego kąta izby, zdawało mu się, że z podniesioną do góry, karzącą ręką lada chwila wstanie blady, wyschły trup matki. Mojżesz drżał, jak w febrze. Czuł, że wszystkie fibry jego serca są naprężone z taką siłą, iż trzeba tylko jednego jeszcze uderzenia, aby pękły.
Na krańcu horyzontu zaczęły się ukazywać jaśniejsze linje, białawo-brudne, brudno-błękitne, wreszcie złotawe. To jutrzenka witała codziennym uśmiechem wszystkie nędze ziemi i wszystkie nowe rozpacze, które nieubłagane życie podczas jej snu zadzierzgnęło.