Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/435

Ta strona została uwierzytelniona.

Dziewczyna odwróciła się. Twarz jej była podobna do tragicznej maski, zdawała się nie mieć w sobie ani kropli krwi. Dziewczyna szła krokiem równym, mechanicznym w kierunku Mojżesza. Przy bladem świetle budzącej się zorzy przez długą chwilę spoglądała w jego twarz, na której perliły się krople potu, pomimo przejmującego zimna, które panowało w izdebce. Rzuciła wreszcie jedyny wyraz z gestem pogardy i wstrętu, którego odmalować niepodobna. Powiedziała:
— Precz!
A kiedy Mojżesz, mimowoli usłuchawszy tego rozkazu, przestąpił próg izdebki, w milczeniu, machinalnie zbliżyła się do barłogu, na którym spoczywało ciało matki. Uklękła i modliła się.
Na tem samem miejscu zastały ją kobiety, przybyłe około południa, z polecenia proboszcza miejscowego kościoła. Tego ranka kapłan ów odebrał list, w którym ktoś nieznany, pragnący, ażeby jego nazwisko nie było nikomu wiadome, donosił o śmierci matki i o rozpaczliwem położeniu córki, samotnej i bez żadnych środków, i prosił znanego z dobroczynności proboszcza o opiekę nad nieszczęśliwą. Do listu dołączono kilkadziesiąt rubli, a posłaniec, który list przyniósł, jakiś młody żydek, odszedł w tej chwili.
Tym posłańcem i jednocześnie autorem listu był Mojżesz.
Dzięki temu jego krokowi, wreszcie przy staraniach zacnego kapłana, pogrzeb matki odbył się