Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/456

Ta strona została uwierzytelniona.

Przez chwilę panowało milczenie. Sędzia przeszedł się parę razy przez pokój, wreszcie wrócił do biurka.
— Jednak do pracy! — rzekł. — Robota nie czeka. Trzeba raz skończyć z temi nieskończonemi kwestjami i dojść do stanowczych wniosków.
„Fryga“ ośmielił się twierdząco kiwnąć głową.
— Panie X. — zaczął sędzia uroczyście, nazywając tym razem „Frygę“ jego nazwiskiem — może być, że wykraczam przeciwko ścisłym przepisom prawa, wzywając pana w tej chwili do udziału w rozważaniu tej sprawy. Sądzę jednak, że nakazuje mi to moje sumienie. Wobec prawa, mógłbyś pan być tylko świadkiem. W rzeczywistości, na jedną chwilę, będziesz pan moim pomocnikiem: pomożesz mi pan znaleźć wyjście z tego labiryntu. Oprócz wyjątkowej znajomości sprawy i poświęcenia, z jakiem starałeś się ją pan badać, daje panu do tego prawo wyjątkowa pańska inteligencja.
— Och! panie sędzio... — protestował „Fryga“ półgłosem.
— Nie mówię panu komplementów, wyjaśniam tylko rzecz. Zaczynajmy zresztą, bo i pan chyba potrzebujesz spoczynku. Nie spałeś pan całą noc?
— O, zdrzemnąłem się nad ranem, na dwie, czy trzy godzinki.
— To niezbyt dużo — roześmiał się sędzia. — Ale do rzeczy, do rzeczy!