nie związaną, która jednak wiele nam może dopomóc.
Oczy „Frygi“ zaświeciły ciekawością.
— W tamtej sprawie idzie o kradzież na kolei, popełnioną zwykłym systemem „Złotej Rączki“. Przy okradzionym znaleziono zostawiony przez sprawczynię kradzieży, zapewne przez zapomnienie, maleńki flakonik jakiegoś płynn. Oto tam, widzisz go pan, w pudełku. Dziś rano przyniósł mi go chemik, który zajmował się analizą. Z jego objaśnień widzę, że działanie płynu, który wedle wszelkiego prawdopodobieństwa, stanowi własność rodzonej siostry Temy, mogłoby ewentualnie wywołać u Strzeleckiego objawy, tłumaczące stan bezświadomości.
— Ach! ach!
— Obecnie wszystko zależy od zbadania Temy. Jestem przekonany, że, gdybym ją miał przed sobą, mógłbym uzyskać stanowczy dowód niewinności Strzeleckiego i oszczędzić mu stawania przed sądem. Umorzyłbym całe śledztwo.
— A jeśli nie znajdziemy Temy? — ośmielił się zapytać „Fryga“.
— Kazałem jej szukać. W każdym razie, jej zniknięcie polepszy położenie Strzeleckiego. Musiałby jednak w tym wypadku przejść przez sąd Może być zresztą teraz pewny uniewinnienia. Te wszystkie drugoplanowe dane, o których pan wspominasz, a o których nie zapomni jego obrońca, stworzą położenie przy którem skazanie go będzie niemożebne.
Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/465
Ta strona została uwierzytelniona.