Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/466

Ta strona została uwierzytelniona.

„Fryga“ drapał się nielitościwie w nos. Ośmielił się znów wtrącić:
— To jednak bardzo przykre. Zawsze — sąd. Czy jednak rękopis panny Feli nic nie znaczy? A pugilares Apenszlaka? A zabójstwo „Czerwonego Janka“? A wreszcie to tajemnicze pismo, które tu leży na stole?
— Tylko to ostatnie. Ono właśnie, choć nic pewnego nie wyjaśnia, wytwarza dookoła sprawy tę tajemniczą atmosferę, która nie pozwoli sądowi wydać wyroku skazującego. Rękopis panny Feli? Przecież zastrzeżono, że sądownie nie może być użyty. Nie powinniśmy tu o nim nawet mówić. Zabójstwo „Czerwonego Janka“ jest zupełnie odrębną zbrodnią, nic bynajmniej nie dowodzi jej łączności. Wreszcie pugilares Apenszlaka — dobrze, żeś mi pan przypomniał — może być dowodem występków samego Apenszlaka i posłużyć za powód do skazania jego i jego wspólników. Trzeba tylko, żebym pugilares miał w ręku! Powiedz pan to adwokatowi dziś jeszcze.
— Słucham pana sędziego.
— Tymczasem, zanim wyszliśmy jeszcze na zdjęcie pieczęci, wydałem rozkaz, ażeby rozciągnięto nad Apenszlakiem nadzór.
„Fryga“ spojrzał na sędziego z podziwem i uszanowaniem. Urzędnik uśmiechnął się.
— Widzisz pan, że i ja się na coś przydam, chociaż nie posiadam pańskiej fantazji. Nieprawdaż?