Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/469

Ta strona została uwierzytelniona.

Powieki, odbijające sinym kolorem, ciężko spadały nadół, poruszane co chwila nerwowem drżeniem.
Pulchny pan Joachim był zato ciągle równie różowy i poprawny; w chwili, gdy pan Natan rzucił głosem urywanym i ostrym powyższy frazes, hamburski negocjant czyścił sobie z uwagą paznokcie. Odłożył powoli na bok skomplikowany przyrząd, którym się w tym celu posługiwał, i przez dłuższą chwilę przyglądał się swemu towarzyszowi.
— Co ci jest Natanie? — zapytał wreszcie.
— Nerwy — odburknął zapytany.
— Nerwy? Dziwne! Znamy się przecież nie od dziś, a chyba pierwszy raz słyszę od ciebie o nerwach.
Pan Natan nic nie odpowiadał.
— A więc niech będą nerwy. To nam nie przeszkodzi skończyć naszej pogawędki. Tylko, ponieważ ty nie możesz, z powodu tych głupich nerwów, rozumować, ja uczynię to za ciebie.
Pan Lurje znów rzucił ramionami.
— Otóż położenie jest następujące...
Pan Joachim zatrzymał się i namyślał przez krótką chwilę.
— Wybacz — rzekł nareszcie — iż zacznę zdaleka, ale to konieczne; zresztą mamy dziś czas, ponieważ sam mi w tej chwili powiedziałeś, że będzie można działać dopiero jutro. Otóż, korzystając z informacyj „jego samego“, z którym tworzymy razem radę tak zwanych „Trzech“, od paru już lat wzięliśmy w obroty starego Ejtelesa i jego