Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/472

Ta strona została uwierzytelniona.

trochę za drogo, a ponieważ ja, jako twój wspólnik, z konieczności nie chcąc pozostać wtyle, musiałem czerpać ze wspólnej kasy tyleż, co i ty, wydatki nasze wzrastały i oto znaleźliśmy się pewnego pięknego poranku wobec poważnego deficytu. Czy należycie określam sytuację?
Pan Natan skinął głową na znak twierdzenia.
— Jesteś wcale pomysłowym chłopcem. Zażądałeś tedy od naszego głównego wspólnika jakichś głupich kilkudziesięciu tysięcy rubli na pokrycie tego deficytu. Ale ten stary kretyn, który tymczasem zaczął się powoli domyślać, jaką dwuznaczną, zakulisową rolę kazaliśmy odgrywać jego bankowi, odmówił wprost i stanowczo. Zdaje się, że oswoił się on nieco z nami, a przy tem wszystkiem trochę za bardzo lubi pieniądze. Brzydka wada! — dorzucił pan Joachim filozoficznie.
— Ponieważ niebardzo mogłeś czekać — ciągnął po chwili przerwy — udałeś się z groźbami do jego kasjera, który wydawał się trochę sentymentalniejszym. Ten stary czyżyk, którego prawdopodobna samobójcza śmierć najlepiej tego dowodzi, ustąpił odrazu, szczególniej, kiedyś mu zawrócił głowę obietnicą pokazania córki. Wzięliśmy od niego częściowo trzydzieści tysięcy rubli, a kiedy nie mógł, czy nie chciał dać więcej, chowając widać resztę na posag dla swej córuni, przyszła ci do głowy myśl niezmiernie prosta. Postanowiłeś za moją aprobatą dla tak pięknego pomysłu i korzystając z miękkości starego Halbersona, okraść