nasz interes, pozwala nam mówić otwarcie. Logika w tem trudnem położeniu dyktuje nam trzy prawdopodobne przypuszczenia. Albo sam Halberson jeszcze przed nami okradł bank na dwakroć sto tysięcy; albo ty, kochany Natanie, ukradłeś trzykroć, a twojemu przyjacielowi i wspólnikowi mówisz o stu tysiącach, ażeby schować na swój wyłączny użytek resztę; albo wreszcie, co najmniej napozór prawdopodobne, mieliśmy w naszem przedsięwzięciu cichego, nieznanego wspólnika, który zabrał sobie lwią część, dwakroć sto tysięcy, ażeby nam zostawić mizerną setkę.
Pan Natan gwałtownie się obruszył.
— Mówiłem ci już... — zaczął.
— Pozwól, pozwól, nie przerywaj, niech ja skończę. Z tych trzech hipotez pierwsza upada wprost, wobec śmierci Halbersona i niepozostawienia przez niego pieniędzy. Następna byłaby bardzo prawdopodobna, gdyby nie jedna okoliczność. Oto ja, Joachim Landsberger, znam ciebie, mój Natanie, jak zły szeląg, i na zasadzie znajomości twego charakteru i studjów, które nad tobą robię od mego przyjazdu, przyszedłem obecnie do tego stanowczego wniosku, że tym razem przypadkiem mówisz prawdę.
Pan Natan w odpowiedzi tylko wzruszył ramionami.
— Pozostaje więc trzecia, nieprawdopodobna hipoteza, która, jak się zdaje, jest właśnie prawdziwa.
Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/474
Ta strona została uwierzytelniona.