Pan Joachim, na serjo zdziwiony, spoglądał przez chwilę na Natana.
— Ty... i małżeństwo?
— Tak. Nie powiem, żebym kochał tę dziewczynę, pomimo że jest to piękność skończona, ale nigdy nie znalazłbym dla siebie odpowiedniejszej żony.
Pan Joachim spoglądał ciągle z podziwem na przyjaciela; kiwał tylko głową.
— Cokolwiekbądź, jej zniknięcie, o którem wspominał mi nieco Fajnhand, a bliższe szczegóły dała stara służąca Apenszlaka, odjazd jego samego, nie wiadomo, czy w pogoni za nią, niepokoją mnie nietylko ze względu na moje osobiste, sercowe interesy, ale i ze względu na nas.
— Rzeczywiście?
— Zapytuję siebie, czy na dnie tego wszystkiego niema przypadkiem „tej“?... Wreszcie, praktycznie, jeżeli nieobecność Apenszlaka potrwa, jak trafimy do „fabryki“, którą usunął on w pośpiechu w miejsce, jemu samemu tylko wiadome?
— To rzecz mniejsza! — odrzekł pan Joachim.
— Mniejsza?
— Sądzę. Jeśli „likwidacja“ ma nastąpić jutro, i tak nie moglibyśmy czekać na „obrazki“, które nie będą jeszcze prędko gotowe. Myśl o „obrazkach“ należy odłożyć na bok.
— Stanowi to dla każdego z nas trzykroć sto tysięcy rubli straty — zrobił spokojnie uwagę pan Natan.
— Co robić?
Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/478
Ta strona została uwierzytelniona.