takiej, jaką zamierzamy grać jutro, każde niebezpieczeństwo jawne jest stokroć mniej groźne, niż niebezpieczeństwo ukryte. Gdybym nie poszedł tam o trzeciej, mogliby zechcieć zobaczyć nasze karty i przeszkodzić wyjazdowi wieczorem. Są na to dość zręczni i podejrzliwi, a my trochę za bardzo ich oszukujemy. Iść trzeba.
Pan Joachim skinieniem głowy potakiwał wspólnikowi.
— Drugie niebezpieczeństwo to Ejteles. Ten człowiek ma minę, która mnie niepokoi. Wreszcie jutro, znalazłszy kasę próżną, może wprost zawołać policji i powiedzieć: „Mój wspólnik, Lurje, okradł mnie“. On do tego zdolny. A przyznasz, że pomimo wszystko, „likwidując“ nie chciałbym się znaleźć w pozycji ściganego listami gończemi złoczyńcy.
— Czy to jednak możebne.
— Zobaczymy. Twoje położenie zupełnie inne, lepsze. Pieniądze z kasy znikną razem z moim wyjazdem. Kto je wziął? Odpowiedź prosta: Lurje. O Landsbergerze niema mowy. Landsberger znajduje się w tej chwili urzędownie w Hamburgu, lub gdziekolwiek indziej. W Warszawie jest Pfeifer. Gdyby nawet odkryto, że pod tem nazwiskiem ukrywa się Landsberger, mógł tu przyjechać dla kobiety, dla jakiegoś szaleństwa. Landsberger, jednem słowem, nie jest skopromitowany. Cały ciężar spada na Lurjego. Rozumiesz?
Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/482
Ta strona została uwierzytelniona.