— Czy nie można tego urządzić inaczej? — zapytał spokojnie pan Joachim.
Pan Natan spoglądał długo w oczy Landsbergerowi.
— Nie można... chyba...
— Chyba?
Pan Natan spuścił oczy i zaczął mówić prędko, zniżywszy głos:
— Byłoby jedno... Gdyby Ejteles popełnił samobójstwo... rozumiesz?... samobójstwo. Jego kasjerowi i przyjacielowi mogło to przyjść do głowy. Dlaczego on nie miałby tego zrobić?
Pan Joachim spoglądał na Lurjego wzrokiem, w którym malowało się przerażenie; w oczach pana Natana świecił ogień.
— Mógłby się, naprzykład, otruć — mówił, zniżając głos do szeptu. — Zażywa tyle lekarstw... A wówczas...
— Wówczas?
— Byłoby wszystko najlepiej. Nie mielibyśmy do czynienia ze wspólnikiem, który okrada wspólnika, ale z bankructwem, połączonem z samobójstwem jednego wspólnika i ucieczką drugiego. Rozumiesz?
Pan Natan roześmiał się krótkim, urywanym śmiechem.
Towarzysz jego wstał, zbliżył się do niego i, położywszy mu rękę na ramieniu, rzekł:
— Rozumiem. Rób co chcesz! Pamiętaj je-
Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/483
Ta strona została uwierzytelniona.