dnak, że w grze twojej jest tylko Lurje, sam tylko Lurje...
Przez długą chwilę pomiędzy wspólnikami panowało milczenie.
— To i wszystko — rzekł pan Natan, podnosząc się. — Do jutra... o dziewiątej na kolei.
Skierował się ku drzwiom pokoju „chambres garnies“, w którym odbywała się ta scena. Landsberger go zatrzymał.
— Jeszcze jedno — rzekł. — Małe wyjaśnienie w kwestji osobistej. Mówiłeś o dwóch kobietach. Która jest druga?
— Tema.
Oczy pana Natana znów zaświeciły ponurym ogniem; ściskał pięść.
— Wiesz — zaczął mówić do Ladsbergera głosem, w którym brzmiały nuty chrapliwe, poddając się mimowoli potrzebie wywnętrzenia się — ta kobieta doprowadziła mnie do szaleństwa. O ile zawsze marzyłem o Róży Apenszlakównie na żonę, o tyle pragnąłem zrobić z tej kurtyzany, z tej Temy... moją metresę, moją własną metresę.
Pan Joachim spoglądał na Natana napół z ojcowskiem pobłażaniem, napół z litością.
— Och, te kobiety, te kobiety!
Pan Natan wyrzucał potoki słów.
— Ta kobieta uważała za jakąś rozkosz torturować mnie. Tak! Ile ona mnie kosztowała, nie uwierzysz. I za to nawet nie posiadałem jej. Nie pozwalała mi się dotknąć końca swego palca, pod-
Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/484
Ta strona została uwierzytelniona.