Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/501

Ta strona została uwierzytelniona.

Bankier i „książę Stasz“ spoglądali na ajenta ze zdumieniem.
— Przedtem jednak dwie ostrożności... Czy masz pan rewolwer?
Bankier odpowiedział twierdząco i wskazał na półotwartą szufladę biurka.
Za chwilę rewolwer znajdował się w ręku „Frygi“.
— Czy nabity?
— Tak.
Abraham i Stanisław Ejteles dawali się mimowoli powodować energji ajenta policyjnego. Dominował on nad nimi siłą woli, która się przebijała w wejrzeniu i w głosie.
„Fryga“ uderzył w dzwonek stojący na stole; we drzwiach ukazał się służący.
— Pan każe ci zostać tutaj i pilnować tej szklanki. Nikt nie powinien się tego dotykać. Rozumiesz?
— A teraz idźmy — rzekł „Fryga“ do wnuka i dziada.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

W dwie minuty potem trzej ludzie, przeszedłszy ogród, otaczający wewnętrzny pawilon, zajęty na mieszkanie wspólników, znaleźli się przed oficyną, mieszczącą biura. Drzwi wejściowe od strony ogrodu były napół przymknięte.
— Prowadź pan do kasy! — szepnął „Fryga“ Ejtelesowi u wejścia — tylko bez hałasu.
— Ależ znajdziemy w środku kilkoro drzwi zamkniętych — oponował bankier półgłosem.