jąc spełnić podwójną zbrodnię, Janek byłby tyle nieostrożny, ażeby wprowadzać odrazu kogo należy na swój ślad, doręczając zamiast Halbersona wyraz, zamykający kasę?... Przecież najprostszem byłoby podrzeć kopertę, a „wyraz“ włożyć do kieszeni... I oto znikłaby odrazu pierwsza nitka, która zaczęła prowadzić do kłębka niewątpliwie, fałszywych poszlak... Zapytuję się, kto mu kazał koniecznie oddawać kopertę, kiedy mógł ją sobie najspokojniej zatrzymać?...
Ale tymczasem entuzjazm obecnych, podniecony wybornemi uwagami i logiką Julka, doszedł już do najwyższych granic; nie pozwolono dalej mówić adwokatowi.
— Dość, dość! — wołał ktoś — idź, powtórz tylko to samo sędziemu śledczemu, a jutro będziemy tu jedli ze Strzeleckim kolację.
— Ale też gada, jak najęty! — robił uwagę wesoły Lolek.
— Brawo Julek, perła adwokatów warszawskich! — krzyczał na cały głos Stawinicz.
— Więc jutro Janek będzie wolny? — pytał kto inny naiwnie.
Julek wreszcie zebrał się na odpowiedź.
— Jesteście warjaci, mówić z wami poważnie niepodobna. Wszystko, com tu powiedział, jest tylko przypuszczalne; mówiąc to, co mówiłem, chciałem wam dowieść, że poszlaki nawet tak pozornie silne, jak świadczące przeciwko naszemu przyjacielowi, mogą przy pewnych okolicznościach
Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/51
Ta strona została uwierzytelniona.