— Czy robił on na panu wrażenie człowieka zamożnego?
— Trudno na to odpowiedzieć. Żył bardzo oszczędnie, nawet skąpo. Mówiono jednak o nim że ma pieniądze i to dość znaczne. Komorne płacił jak najregularniej.
— Czy przypadkiem niewiadomo, jak spędził lub mógł spędzić wieczór dnia onegdajszego? — prowadził dalej indagację sędzia.
— To chyba może wiedzieć stróż... Janie, chodźcieno tutaj.
Rządca powtórzył Janowi pytanie sędziego. Jan podrapał się w głowę, wreszcie rzekł:
— Jakoś mi się ochapia, że pan Halberson wrócił do domu około piątej w dzień. Stałem wtenczas w bramie. Szedł prędko i tak mi się zdaje, że musiał być trochę markotny...
— Czy potem nie wychodził z domu?
— Nie.
— I u niego nikt nie był.
— A chyba że nie... Chociaż kto to może wiedzieć? Tyle się tu włóczy różnych od rana do wieczora!
Sędzia śledczy zwrócił znaczące spojrzenie na prokuratora i szepnął:
— Najwidoczniejsze samobójstwo!... To zupełnie zmienia rzecz.
W tej chwili urzędnik policyjny, który nadzorował czynności ajentów, przystąpił do prokuratora.
Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/75
Ta strona została uwierzytelniona.