„Joska“, pragnąc mu wyrwać papier. Ale młodzieniec, z siłą jakiejby się po nim nie można było nigdy spodziewać, odepchnął tak silnie starego, że ten upadł na ziemię przy drugiej ścianie.
W tej chwili z błyskawiczną szybkością „Josek“ wydobył rewolwer i skierował go na powstającego z upadku starca.
— Ani kroku dalej! — zawołał głosem spokojnym. — Na takich, jak pan, mam broń.
Ale Apenszlak już się uspokoił. Ciężko dysząc siadł na krześle. Dopiero po chwili rzekł:
— Pan masz ciężką rękę... Taki młody! Czego pan checz od Rabinersona? — dorzucił po chwili, zmieniając ton.
— Żeby wytłumaczyć panu, panie Apenszlak, że powieść o kozie nie może mieć do nas dwóch zastosowania.
Stary kręcił głową, cmokał ustami. W oczach jednak świecił mu się jakiś dziki i złowrogi ogień.
— No, pan mnie przekonałeś — rzekł.
— Bardzo mnie to cieszy. Tembardziej, że już czas. Lurje za chwilę przyjdzie.
— Pan żądasz, żebym pana ukrył tak, żebyś pan mógł słyszeć naszą rozmowę.
Odrzucił różne przedmioty, zakrywające ścianę.
— Oto są drzwi — rzekł — za niemi będziesz pan wszystko słyszał.
Josek miał już wyjść. Naraz zatrzymał się i spojrzał ostro w oczy staremu.
— Muszę pana uprzedzić — dorzucił — że
Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/85
Ta strona została uwierzytelniona.