jeżeli pan chcesz użyć wiadomej gwizdawki, to nie na wiele się panu przyda... Pańscy ludzie, ci co pracują tam — wskazał w ziemię — znają mnie bardzo dobrze i może pan być spokojny, że mi ani jednego włosa na głowie nie dotkną...
Słowa te wywarły ogromne wrażenie na Apenszlaku. Dosłownie osłupiał z podziwu. Szeroko otworzył oczy i patrzył na „Joska“ jak nieprzytomny.
— Skąd pan to wiesz? — zapytał, robiąc ruch ręką ku ziemi.
— Wiem to i bardzo wiele innych rzeczy... Naprzykład proponowałbym, żeby pan przypadkiem nie kasłał przy wejściu Lurjego. Po takim sygnale rozmowa wasza stałaby się mniej interesująca i moje ukrycie byłoby zupełnie niepotrzebne.
Uśmiechnął się też ironicznie i zniknął za wskazanemi mu poprzednio przez Apenszlaka drzwiami.
Starzec został sam. Stał ciągle śród izby nieruchomy. Pochwycił się wreszcie za głowę i zawołał.
— Djabeł, to prawdziwy djabeł!
Prawie w tej chwili zastukano do drzwi. Starzec przez jedną chwilę stał jeszcze, ale niebawem oprzytomniał. Twarz jego odzyskała zwykły wyraz. Otworzył drzwi.
— A, to ty nareszcie! Czekam z niecierpliwością.
Przybyły był to w samej rzeczy elegancki
Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/86
Ta strona została uwierzytelniona.