— Czego chcesz — wołał do córki — on nawet umie po francusku!
Pomimo tej niewątpliwie poważnej zalety Róża stanowczo i bezwzględnie odpowiedziała: nie. Elegancki bankierowicz wcale nie odpowiadał jej ideałowi i bynajmniej nie budził tajemnych drżeń jej serduszka.
Zaczęły się zwykłe nieporozumienia. Ażeby ich uniknąć, Róża starała się jak najmniej bywać w domu, szczególniej wtedy, kiedy ojciec miał czas. W tym celu odwiedzała koleżanki i przyjaciółki, których sympatje umiała zawsze zyskiwać.
Na jednej z wizyt ujrzała młodego człowieka, który, zdawało się, zrobił na niej pewne wrażenie... Na jego widok rzeczywiście zaczęło jej bić serduszko. Odrazu zrozumiała niebezpieczeństwo, tembardziej, że ów młody człowiek był chrześcijaninem. Ale cóż poradzić, kiedy serce głośno puka?...
W miesiąc potem dumna Róża Apenszlakówna, dotąd śmiała i z obojętnością spoglądająca na wszystkich wielbicieli, była zakochana. Trzeba przyznać, że odpowiadano jej zupełną wzajemnością.
Dwie iskry elektryczne, spotkawszy się, muszą wybuchnąć. To samo stało się z dwoma sercami. Najpierw oczy, a potem usta powiedziały sobie wzajem wszystko, co miały do powiedzenia. Nie tając przed sobą trudności, jakie się przedstawiały, zakochani postanowili dojść do celu, którym było — małżeństwo.
Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/96
Ta strona została uwierzytelniona.