wiści, czy miłości, nawet wówczas jeszcze nie ruszyła się i nie odważyła się spojrzeć na męża. Siostra Bodilda wybiegła, by przywołać ludzi, a Tora kroczyła za duszą zmarłego w jakąś ciemń przeraźną. Po chwili zakręciło jej się w głowie, opuściła cichą wędrownicę i wróciła na świat.
Spojrzała na zwłoki, przezwyciężywszy się, i zobaczyła iż nieboszczyk leży z otwartemi na poły ustami i patrzy szklannem spojrzeniem w próżnię. Zbliżyła się, by ukochanemu niegdyś człowiekowi zamknąć powieki, jak to przyobiecała dawniej, w czasach szczęścia. Nagle spostrzegła leżący pod nocnym stolikiem dokument i na widok ten znieruchomiała. Przeszyło ją demoniczne jakieś objawienie i błyskawicznie przemieniło się w czyn. Pochwyciła papier i schowała go do głębokiej kieszeni pod spódnicą.
Właśnie doprowadziła do porządku suknię, gdy wpadła zrozpaczona mamzel Andersen a w chwilę potem zjawili się pielęgniarka, zarządca dóbr i inspektor wraz z różnymi ludźmi dworskimi. Przez całą noc otaczali łóżko płaczący, a nad ranem przybyli funkcjonarjusze sądowi i opieczętowali kasę i różne schowki zmarłego.
W kilka dni potem pochowano właściciela dóbr Engelstofta, a natłok podczas wynoszenia zwłok z kościoła parafjalnego był ogromny. Mimo, że w zawiadomieniach o śmierci wyraźnie było powiedziane, iż pogrzeb odbędzie się skromnie i cicho, to jednak z wysokości wieży, gdzie znajdował się dzwonnik, widać było około południa wszystkie drogi napełnione tłumem ludzi, podobnych mrówkom, co wyszły z ziemi i roją się coraz to gęściej. Wszystkie podwórza całej wsi za-